Translate

niedziela, 10 czerwca 2012

Jak się w to wkręciłem

 Nie wiem czy mogę się ujawniać na tym forum bo jak je czytam to widzę że ludzie którzy mają 40+ nie są pewni czy to nie za późno dla nich ale niech tam... 
Może mnie nie wyrzucą ?
Mam na imię Andrzej - ksywka Felek to pozostałości po latach wczesnomłodzieńczych a Dziadek to wyraźny wpływ kalendarza -rocznik 47 czyli 60+ /lata późnomłodzieńcze/ . Jeszcze pół roku temu jak podczas wakacji przejeżdżałem koło dużej łąki na której odbywał się jakiś festiwal latawcowy bardzo się dziwiłem że czymś takim można się tak fascynować /choć jako dzieciak robiłem latawce. Kiedyś pod koniec ub. roku czegoś szukałem w You Tubie i przez czysty przypadek natrafiłem na jakiś filmik snowkitingowy no i stało się to czego najstarsi górale nie pamiętają - po prostu mnie trafiło i zatopiło. Zacząłem przeglądać forum , doczytywać i kombinować coby zrobić żeby wyjść na swoje i nie osłabić zbytnio kieszeni. Zdecydowałem się na używanego Chucka II 7m /pozdrowienia dla Krzyśka o nicku Zaak bo od Niego go kupiłem/ i się zaczęło.
Wieje - nie wieje, leje- nie leje, pierwsze próby pod pomnikiem na Krzemionkach w Krakowie, bo blisko domu, jazda brzuchem po trawie , na plecach, kilka kozłów i przede wszystkim czekanie na śnieg. 
Jak spadł , to tyle go było że na początek było go dla mnie za dużo. W międzyczasie chwycił ostry mróz i Bagry stały się dobrym terenem. Po raz pierwszy jak się wybrałem to zanim się rozłożyłem z latawcem  to tak sflauciło że przejechałem może ze 100 metrów. Ale pierwsze loty za płoty. Drugim razem trochę dłużej się "pomęczyłem" bo chyba z 3h z tego połowa czasu zeszła mi na rozplątywanie skundlonych linek po niefortunnych lądowaniach ale wrażenia super / nawet czasem strach w oczach jak się zbliżał brzeg i trzeba było zawracać /. Kilka dni bez wrażeń, bo zaczęła się "wiosna" i dzisiaj nie wytrzymałem. Wziąłem syna jako pomocnika /polatał sobie na manetkach/ , narty, latawiec plus dodatki i wylądowałem na górze zwanej Obidową / po drodze do Zakopanego / koło odremontowanego kościółka w Piątkowej. Miałem trochę strachu bo w takim terenie z takim wyposażeniem jeszcze mnie nie było. Wiało jak dla mnie dość mocno / ok 8-10 m/s / i w dodatku nierówno no i głęboki mokry śnieg nie był też plusem. Oczywiście jak można przypuszczać były jazdy brzuszne, koziołki , były narty na tle nieba / było nawet trochę słońca / ale z głową w śniegu ale było też trochę halsów udanych - jednym słowem było fajnie. 
No i taka jest moja historia pod tytułem: " Jak się w to wkręciłem" 
Cały powyższy tekst napisałem na początku tego roku na łamach forum landkitingowego po zarejestrowaniu się - www.landkiting.pl/forum/. Teraz leżę sobie w łóżku , niestety przymusowo i mam trochę czasu na przemyślenia i pisanie o tym co było wcześniej , o tym co jest teraz , o przyczynie takich "wczasów" i o tym co jeszcze może być. To jest początek mojego albo naszego / jeśli się znajdą chętni / blogowania na ulubiony temat i nie tylko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz